Artykuł ukazał się w listopadowym numerze (11/2023) miesięcznika “W NASZEJ RODZINIE” w ramach cyklu autorskich publikacji o charakterze poradniczym “Wokół prawa małżeńskiego”.
I Ślubuję Ci Miłość – cz.1.
Jesienna aura sprzyja przeziębieniom. Katar, kaszel, gorączka i bach! – lądujemy w lekarskim gabinecie. Są jednak i takie sytuacje, w których bardzo nam zależy na chorobowych objawach. Cóż – wielu z nas pamięta jak przed ważną klasówką marzyła nam się szybka „trzydniówka”, która uratuje nas spod szkolnego „topora”. Niektórzy idąc krok dalej pocierali rtęciowe termometry, markując objawy grypy tak udanie, że dopiero wytrawne ucho i oko medyka wychwytywało te sprytne zabiegi odsyłając symulanta z kwitkiem a właściwie bez kwitka czyli „L4”. Pojęcie SYMULACJI jest więc z grubsza znane – to niezgodność pozorów z rzeczywistością czyli (współcześnie mówiąc) zwykła „ściema”, żeby nie powiedzieć dosadniej – oszustwo. Cóż stąd, że w dobrej wierze, dla ratowania skóry ucznia, złapania przez pracownika oddechu po trudach harówki. Ot, takie z pozoru niewinne kłamstewko, które ma krótkie nóżki.
W słowniku języków obcych pod łacińską nazwą simulatio kryje się takie oto wyjaśnienie: tworzenie fałszywych pozorów, świadome wprowadzanie w błąd otoczenia, udawanie. To niezgodność tego co manifestujemy z faktycznym stanem rzeczy (dodajmy – zawsze świadoma! Inaczej nie moglibyśmy mówić o symulacji, gdyż ta zawsze zakłada celowość działania). Skoro przypomnieliśmy sobie mechanizmy symulacji, przejdźmy do prawa małżeńskiego, w którym termin ten jest niezwykle ważny. Łączy się bowiem w kontekście procesu o stwierdzenie nieważności małżeństwa z wypowiadaną przysięgą małżeńską. Przywołajmy ten kluczowy dla narzeczonych moment, który w dzisiejszej galopującej rzeczywistości zdarza się nupturientom marginalizować, wciskać między uroczysty przejazd do kościoła, a przenoszeniem panny młodej przez próg domu weselnego. Ot, taka formułka, którą z większym lub mniejszym przekonaniem wypowiada się jako nieodzowny element celebracji kościelnej, a później odtwarza w domowym zaciszu analizując nerwowe oblizywanie ust, drżący głos itp. Zdarzają się zabawne lapsusy, przekręcenie tekstu przysięgi czy imienia panny młodej, co po latach wywołuje salwy śmiechu. Tymczasem owych kilkadziesiąt słów zawiera w sobie moment konstytuowania się wspólnoty małżeńskiej. Od wyrażenia świadomie i dobrowolnie zgody na zawarcie małżeństwa, a następnie udzielenia go sobie wzajemnie przez nupturientów rozpoczyna się „matrimonium” – kluczowy punkt zerowy, od którego już nie są dwoje ale jedno, ponieważ związali się wzajemnie świętym węzłem małżeńskim.
Zanim narzeczeni złożą sobie w obliczu Boga i kwalifikowanego świadka tj. kapłana przysięgę małżeńską, zostają im zadane następujące pytania: Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy? Zaś po odmówieniu modlitwy do Ducha Świętego, zwróceni ku sobie narzeczeni wzajemnie udzielają sobie sakramentu, wypowiadając słowa:
Ja (imię) biorę Ciebie (imię) za żonę/męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
A świadek czyli kapłan składa wobec wiernych oświadczenie: Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte, ja powagą Kościoła katolickiego potwierdzam i błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
O zagadnieniu symulacji całkowitej zgody małżeńskiej traktuje kan. 1101 kodeksu prawa kanonicznego, którego § 1 wyraża domniemanie, że „wewnętrzna zgoda odpowiada słowom lub znakom użytym przy zawarciu małżeństwa”, a § 2 stanowi, że w sytuacji gdy jedno z nupturientów albo oboje „pozytywnym aktem woli” wykluczyłyby samo małżeństwo, wówczas zawierają je nieważnie. Symulacja w tym wypadku to właśnie owe „pozory”, gdy oboje narzeczeni wypowiadają słowa przysięgi i zewnętrznie wszystko wydaje się być po ludzku w porządku, ale jednocześnie jedno z nich lub oboje mają wewnętrzną intencję by małżeństwo to nie powstało. Symulacja w prawie małżeńskim poddana jest pewnej gradacji, ponieważ ktoś może w ogóle nie chcieć samego małżeństwa z drugim z nupturientów albo też wykluczać tzw. pozytywnym aktem woli jakiś przymiot życia małżeńskiego. Pierwsza z tych sytuacji czyli brak intencji zawarcia małżeństwa może występować np. wówczas gdy ONA lub ON żywią ukrytą niechęć do narzeczonego/narzeczonej, ale pozornie godzą się zawrzeć związek z uwagi np. na względy materialne, wizję kariery, będące w drodze potomstwo itp. Mimo zewnętrznych pozorów brak tu wewnętrznej zgody na przyszłe życie z partnerem, na obowiązki wynikające ze związku małżeńskiego. Uwaga! Mówimy o momencie „zero” czyli o wypowiadaniu przysięgi a nie o zniechęceniu partnerem w ciągu najbliższych tygodni, miesięcy czy lat, z perspektywy których pojawia się spóźniona refleksja: „Ach, gdybym wiedział/wiedziała o Tobie to co wiem dziś, nigdy zdecydowałbym/ zdecydowałabym się na ślub”. Wewnętrzna wola odrzucania związku musi być bowiem uprzednia wobec przysięgi a nie następcza.
Symulacja jest więc zawsze świadoma (celowa) i uprzednia (jako intencja, z którą wypowiadamy przysięgę). To właśnie ten brak spójności między przysięgą, a wolą osoby składającej ją. Oświadczamy, że chcemy zawrzeć małżeństwo, a faktycznie nie uznajemy swojej decyzji. Ślubujemy fikcyjnie, nieszczerze. Wszystko co dzieję się wokół (potakiwanie na pytania kapłana, recytowanie ślubowania) to „teatr”, pusty gest bez konsekwencji prawnych. Z pełną symulacją ma się do czynienia również wtedy, gdy stanowczą wolą nupturienta jest odrzucenie jakiegoś elementu uznanego przez prawo kanoniczne za decydujący o powstaniu małżeństwa czyli innymi słowy – elementu konstytuującego powstanie sakramentalnego związku. W praktyce oznacza to wykluczenie już na „starcie” utworzenia ze współmałżonkiem wspólnoty całego życia, które powinno być ukierunkowane na na dobro małżonków oraz zrodzenie i wychowanie potomstwa. Najprościej mówiąc jedno z narzeczonych (lub oboje wzajemnie) traktuje matrimonium w sposób instrumentalny tj. jako środek do osiągnięcia celów innych niż dobro małżonka, obcych życiu małżeńskiemu nie zaś jako cel sam w sobie – innymi słowy nie po to, by z poślubioną sobie osobą iść przez życie. Z całkowitą symulacją mamy także do czynienia wówczas gdy narzeczeni (przynajmniej jedno z nich) świadomie wykluczają godność sakramentalną małżeństwa. I tutaj kolejna ważna uwaga: obojętność religijna nie oznacza automatycznie wykluczenia aktem woli sakramentalności małżeństwa. Jako że zagadnienie to jak i cały podjęty w tym miesiącu temat symulacji wymaga uszczegółowienia, zwłaszcza w celu wyeliminowania błędnej retoryki „prorozwodowej” w obrębie prawa małżeńskiego, tym razem jedynie zarysowaliśmy temat, do którego powrócimy w kolejnych artykułach. Zanim to jednak nastąpi, pochylmy się raz jeszcze nad istotą wypowiadanych przez narzeczonych słów. Kluczowymi są: deklaracja dobrowolności, wewnętrznej woli trwania w jedności (jeden mężczyzna z jedną kobietą) i nierozerwalności (do końca życia jednego z małżonków), stawiania czoła przeciwnościom (pracy nad umacnianiem wspólnoty małżeńskiej), przyjęcia potomstwa, ale i jego wychowania w duchu Bożego prawa. Ściągając obrzędowy, zewnętrzny woal z treści małżeńskiej przysięgi, otrzymujemy moment konstytuujący dozgonne małżeństwo, w kontekście którego możliwa symulacja staje się zagadnieniem poddawanym wnikliwemu badaniu sądowemu, nie zaś przypadkowej, powierzchownej i subiektywnej interpretacji. Ale o tym szerzej już w kolejnym artykule.